Pentagon ostrzegł we wtorek, że ktokolwiek stał za atakiem na amerykański niszczyciel rakietowy na Morzu Czerwonym, dokonanym z terytorium Jemenu, zrobił to "na własne ryzyko". To sugestia, że USA mogą przygotowywać odwet - ocenia agencja Reutera.

Ktokolwiek strzela w stronę amerykańskich okrętów znajdujących się na wodach międzynarodowych, robi to na własne ryzyko - oświadczył rzecznik Pentagonu Jeff Davis, podkreślając, że wystrzelone w niedzielę dwa pociski leciały z kontrolowanego przez szyickich rebeliantów Huti obszaru Jemenu.

Zapytany, czy USA ustalają cele dla uderzeń odwetowych, odpowiedział: "nie potwierdzę tego teraz".

W poniedziałek Pentagon informował o ataku, podając, że "oba pociski spadły do wody, nie dotarły do okrętu" oraz że nikt z załogi nie odniósł ran, a niszczyciel nie został uszkodzony.

W odpowiedzi na doniesienia USA jemeńscy rebelianci Huti oświadczyli, że to nie oni wystrzelili pociski. W rozmowie z agencją Reutera przedstawiciel Huti "zaprzeczył, jakoby (rebelianci) celowali w jakikolwiek okręt na jemeńskich wodach".

Stany Zjednoczone popierają międzynarodową sunnicką koalicję pod egidą Arabii Saudyjskiej, która od marca 2015 roku zwalcza wspieranych przez Iran rebeliantów Huti, zmierzających do obalenia popieranego przez Rijad prezydenta Abd ar-Raba Mansura Al-Hadiego.

Jednak po sobotnich nalotach na uczestników pogrzebu w kontrolowanej przez Huti Sanie, w których zginęło 140 osób i o które rebelianci oskarżają koalicję, USA zapowiedziały natychmiastowe dochodzenie oraz zrewidowanie "i tak już znacznie zmniejszonej" amerykańskiej pomocy dla trwającej kampanii koalicji dowodzonej przez Saudyjczyków. Koalicja zaprzecza, że to ona stała za atakiem.

(az)