Proch i ogniste lance. „Magia” chińskiej alchemii zmieniła świat, ale początki były trudne

Proch i ogniste lance. „Magia” chińskiej alchemii zmieniła świat, ale początki były trudne

Dodano: 
Najwcześniejsze znane przedstawienie ognistej lancy i granatów
Najwcześniejsze znane przedstawienie ognistej lancy i granatów Źródło:Wikimedia Commons / domena publiczna
Choć czarny proch wynaleziono podczas poszukiwań źródła nieśmiertelności, stał się narzędziem zniszczenia i wojny. Droga od petard do nowoczesnej broni była długa, ale chińscy alchemicy bez wątpienia dali światu substancję, która zmieniła bieg historii.

Jack Kelly w książce Gunpowder: alchemy, bombards, and pyrotechnics: the history of the explosive that changed the world opisuje chińskie podania o górskich, człekokształtnych potworach zwanych shan, kradnących podróżnikom sól oraz piekących żaby i kraby nad niestrzeżonymi ogniskami.

Aby odstraszyć bestie, należało wrzucić do ognia pędy bambusa. Te pod wpływem temperatury i ciśnienia roztrzaskiwały się z głośnym hukiem. Zwyczaj odstraszania różnorakich niebezpieczeństw za pomocą hałasu był popularny jeszcze w czasach Marco Polo, który relacjonował, że ktoś nienawykły do odgłosów pękającego w ogniu bambusa może zemdleć lub nawet umrzeć ze strachu!

Współczesny człowiek z reguły postrzega wojnę, a także otaczający go na co dzień świat, jako coś niezwykle hałaśliwego – wystrzały z dział, koncerty rockowe, ryk silników... Jednak w minionych wiekach nie zawsze tak było, a głośne dźwięki miały o wiele większy efekt psychologiczny.

Czarny proch na polu walki oznaczał hałas, ogień i przerażenie w sercach przeciwników. Nic dziwnego, że niezwykła mieszanka wynaleziona przez chińskich alchemików podbiła świat właśnie jako narzędzie prowadzenia wojny.

Niezwykłe i tragiczne początki „ognistego lekarstwa”

Do powstania pierwszej substancji pirotechnicznej przyczynił się Taoizm. Choć początkowo był to jedynie system filozoficzny, z czasem różne jego odnogi zaczęły interesować się między innymi magią i sztukami tajemnymi, w tym także alchemią.

Dalekowschodnia alchemia różniła się od europejskiej, która stawiała sobie za cel przede wszystkim znalezienie sposobu na przemianę różnych materiałów w złoto. Mistrzowie ze Wschodu, badając naturę pierwotnych elementów: wody, ziemi, drewna, ognia i metalu, chcieli odnaleźć substancję zapewniającą wieczną młodość. Nieśmiertelność była kuszącą perspektywą dla chińskich cesarzy, dlatego żywo interesowali się oni i chętnie finansowali takie „badania”.

Jak zauważa Jack Kelly, chińscy alchemicy w swojej pracy stosowali specyficzną metodologię, która przyczyniła się do dokonania przełomowego odkrycia. Przede wszystkim, w celu zbadania pierwotnej natury materii, dążyli do pełnego oczyszczenia występujących w przyrodzie substancji. Poza tym prowadzili regularne obserwacje oraz podejmowali liczne doświadczenia i uczyli się na swoich błędach.

Cena za igranie z życiem wiecznym była jednak wysoka. Wiele z opracowanych eliksirów nie tylko nie przynosiło pozytywnych skutków, ale i powodowało zgon w straszliwej agonii, np. w towarzystwie palącego bólu, drgawek i krwawych wymiotów.

Jednym z materiałów, wokół których eksperymentowano, była saletra. Opisy mieszanki przyspieszającej reakcję spalania możemy znaleźć w Pokrewieństwie substancji Wei Boyanga ze 142 r. n.e. czy dziele Mistrz, który obejmuje prostotę Ge Honga z ok. 300 r. n.e. Próby okupione były licznymi oparzeniami i pożarami.

Około 850 r. n.e. księga Sekretne esencje tajemnego Dao prawdziwego pochodzenia rzeczy opisywała trzydzieści pięć eliksirów. W wyniku testów nad jednym z nich w pracowniach alchemików „powstawał dym i ogień, tak że ich ręce i twarze były spalone, a nawet całe ich domostwa stawały w płomieniach”.

Receptury na materiały pirotechniczne, będące wczesną wersją czarnego prochu, pierwszy raz przytacza Ceng Gongliang w swoim dziele Kolekcja najważniejszych technik wojskowych z 1044 roku n.e., jednak różne niedoskonałe mieszanki znano i wykorzystywano już wcześniej. Na pamiątkę pierwotnego celu alchemików, w Chinach czarny proch przyjęło się nazywać „ognistym lekarstwem” (chiń. huoyao, 火藥). Jak wykorzystywano go na dalekowschodnich polach bitew?

Ogniste lance i broń rakietowa

Można powiedzieć, że z broń oparta o czarny proch rozwijała się wraz z dopracowywaniem samej receptury na pirotechniczną mieszankę. Wynalezienie czarnego prochu i rozpowszechnienie jego wojskowych zastosowań przypada na okres panowania dynastii Song (960 – 1279 r. n.e.).

Początkowo „ogniste lekarstwo”, niezdolne jeszcze do wybuchu, a jedynie do intensywnego spalania, wykorzystywano w bombach zapalających, miotanych przez machiny oblężnicze i strzałach, do trzonów których przywiązywano ładunki prochowe. Mechanizm zapłonu oparty był o lont spalający się określoną ilość czasu. Z tego względu broń ogniowa stanowiła potencjalne zagrożenie także dla użytkowników, wymagając od nich ogromnej ostrożności i nerwów ze stali.

Ciągłe zagrożenie Chin atakami z zewnątrz przyczyniło się do dalszych prac nad czarnym prochem i jego wykorzystaniem. Uzyskanie właściwości wybuchowych pozwoliło na produkcję bomb eksplodujących oraz rażących przeciwnika wyrzucanymi w powietrze odłamkami.

Odkryto też, że ciasno upakowany czarny proch spala się tylko powierzchniowo, co pozwoliło na dalsze innowacje. Jedną z bardziej pomysłowych konstrukcji była „ognista lanca”. Pierwotnie w formie bambusowej rury, przymocowywanej często do prawdziwej włóczni. Po zapaleniu przez kilka minut lanca „ziała ogniem” na odległość blisko dwóch metrów, zaś wyrzucane z niej dodatkowo drobne kawałki metalu raniły przeciwników nawet poza zasięgiem płomienia.

Broń szczególnie dobrze sprawdzała się przy obronie umocnień, miała też ogromny skutek psychologiczny. Energię gazów wylotowych udało się skoncentrować i ukierunkować, co pozwoliło uzyskać siłę nośną. W ten sposób na polu walki pojawiły się pierwsze rakiety.

Boskie i magiczne pociski

Jednocześnie ewolucji podlegały także ogniste lance. Starano się zwiększyć ich zasięg i moc. Bambus nie był jednak wystarczająco trwały, aby wytrzymać rosnącą siłę ładunku. Zastępowano go więc metalowymi rurami, które z czasem rozrosły się do rozmiarów wykluczających transport i obsługę przez jednego człowieka.

W ten sposób narodziły się tzw. eruptory. Większa średnica rury i większe ładunki prochu coraz lepszej jakości wpływały na skuteczność broni, mogącej, jeśli wierzyć zapiskom, razić przeciwnika nawet na odległość kilkuset metrów. Podobnie jak ogniste lance, eruptory wypluwały z siebie różne raniące wrogów przedmioty. Powstawały konstrukcje wyrzucające pęki strzał, a nawet takie, w których specjalny dozownik podawał ołowiane kule jedną po drugiej.

Postrach i szacunek musiały budzić też fantazyjne nazwy, jakie nadawano takim wynalazkom. Na przykład wspomniany eruptor z dozownikiem nosił dumne imię „dziewięciostrzałowy, przebijający serce, magiczno-trujący, burzowy ognisty eruptor”. W użyciu były też między innymi „boskie strzały”, „gniazdo pszczół” czy „boska latająca wrona”.

Eruptor był konstrukcją z której rozwinęły się później pierwsze działa. Odkryto, że dopasowanie rozmiaru pocisku do lufy poprawia uszczelnienie konstrukcji, zwiększa ciśnienie gazów, a co za tym idzie, polepsza osiągi broni. O ładunku pirotechnicznym zaczęto myśleć w kategorii metody wyrzucania pocisku, a nie jedynie siły rażącej. Stąd był już tylko krok do powstania broni palnej na czarny proch.

Artykuł zatytułowany Ogniste lance i „magia” chińskiej alchemii napisał Mateusz Balcerkiewicz. Materiał został przeredagowany i opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0.

Czytaj też:
Tak sto lat temu w polskiej prasie opisywano 2022 rok. Część prognoz okazała się niezwykle trafna